poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Kendo Droga Miecza...Czy aby tylko ?

Jak wszyscy wiemy Kendo to ciągła walka ze sobą, swoimi "niemożliwościami", swoimi "nie mogę","nie umiem"," nie daję rady". Ciągłe dążenie do tego by być lepszym samym w sobie. Doskonalenie swojej techniki, hartowanie ducha ciężkimi treningami itd.

Bywały lata, że nie wychodziłam z treningu nie zalana łzami ( zresztą do dzisiaj słyszę "Uuu nie płakałaś? To kijowy trening!" ). Czasem życie daje mi tak w kość, że nie ma myśli po której nie zakręciła mi się łza w oku. Ciągle coś, ciągle kłody pod nogi itd itd.  Czasem jest tak na keiko...brniesz i brniesz i nie możesz. Próbujesz z jednej strony albo z drugiej. Kombinujesz jak koń pod górkę, żeby Ci wyszło - nie wychodzi.

Dobrze jak masz kogoś kto Cię poklepie po ramieniu i powie "Nie poddawaj się". Potrzebny jest taki ktoś kto pokaże Ci tą najprostszą drogę, poprawną drogę, nakieruje na nią kopnie w tyłek na szczęście tak, żebyś już nią poleciał na łeb na szyję - tym razem z górki, na wprost i bez problemu.

Najfajniej jak Twój trener, Sensei jest kimś na kim możesz polegać. Jak trzeba zmobilizuje, jak trzeba ochrzani, sprowadzi na Ziemię wybujałą wyobraźnię, poklepie po tym ramieniu, powie "Dobra robota!". 

Ot takie tam luźne myśli późnym wieczorem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz